Doprowadziła do przekazania wrażliwych danych żołnierzy niemieckiej firmie

Dane genetyczne i osobowe polskich policjantów, celników, pograniczników, BOR-owców i żołnierzy trafiły do baz niemieckiej firmy z Ulm. Doprowadziły do tego działania byłej wiceminister obrony Beaty Oczkowicz, działaczki PSL związanej z regionem świętokrzyskim.

Cała sprawa zaczęła się w maju 2015 r., kiedy u polskiego żołnierza, uczestnika kilku misji w Iraku i w Afganistanie, zdiagnozowano białaczkę. 29 maja jego żona zwróciła się z prośbą o rejestrowanie się dawców w bazie Poltransplantu, instytucji podległej polskiemu Ministerstwu Zdrowia.

Dwa miesiące później wszystkie jednostki wojskowe otrzymały list z pieczęcią MON, w którym wiceminister Beata Oczkowicz zachęcała żołnierzy do zostania potencjalnymi dawcami szpiku i rejestrowania się w bazie niemieckiej firmie DKMS.

W sumie w całym kraju odbyły się 23 akcje rejestracji dawców szpiku. W ich ramach pobierano wymaz z jamy ustnej, z którego otrzymuje się materiał genetyczny. W kwestionariuszu należało podać: imię, nazwisko, PESEL, adres zamieszkania, numer telefonu i e-mail.

Ówczesna wiceminister obrony Beata Oczkowicz przyznała w rozmowie z dziennik.pl, że nawet nie sprawdziła w przepisach, czy żołnierze Wojska Polskiego mogą przekazywać swoje dane personalne i genetyczne niemieckiej firmie. Pytana o to, dlaczego resort obrony wybrał niemiecką firmę, a nie polską instytucję podległą Ministerstwu Zdrowia, Oczkowicz przyznała, że nie wiedziała o istnieniu Poltransplantu. Wiceminister nie potrafiła też powiedzieć, co dzieje się z danymi żołnierzy, którzy zarejestrowali się w DKMS.

O całej sprawie przypomniał program „Alarm” w TVP.
źródło: TVP3 Kielce