Dziś mamy 1 listopada. „Święto Zmarłych”. Dzień, w którym wspominamy naszych zmarłych bliskich – razem z innymi, nadal żyjącymi osobami bliskimi. Przynajmniej tak być powinno. Powiało wątpliwościami? Bo ja te wątpliwości mam. A związane one są z – odbywającą się na coraz większą skalę i przybierającą coraz dziwaczniejsze formy – komercjalizacją tego święta.
Współcześnie – wchodząc na cmentarz – zamiast być skoncentrowanym już wyłącznie na myśleniu o naszych zmarłych krewnych, po których – zazwyczaj – w pewnym okresie swojego życia odbywaliśmy żałobę, jesteśmy bardziej skupieni na tym, jakiego to znicza, wiązanki lub… „Mikołaja” na nagrobku nie postawić. Święty Mikołaj na grobie W LISTOPADZIE?! Co gorsza, „wymyślnych” rekwizytów na grobach pojawia się coraz więcej i często przypominają one obecnie zabawki dla dzieciaków. Rozumiem jeszcze znicze na baterie lub przygotowaną specjalnie na czyjeś grobki ozdoby, ale naprawdę nie powinno to wszystko być ważniejsze od samej istoty tego dnia, od której zdajemy się niestety coraz dalej odchodzić…
Jeszcze gorzej, że przy grobach – zamiast wspólnego, rodzinnego wspominania nieżyjących członków rodziny i refleksji nad życiem i przemijaniem – mamy do czynienia ze sprzeczkami, z której strony postawić na pomniku znicz lub kwiaty, „bo ma to ładnie wyglądać”. Nierzadko dochodzi z tego powodu do rodzinnych sprzeczek, które potrafią skłócić rodzinę na cały Boży dzień. Rety! Świat oszalał!
Dla mnie dzień „Wszystkich Świętych” prawie zawsze (dokładnie od momentu, kiedy zdałem sobie sprawę z faktu, że śmierć jest nieunikniona i należy się z nią pogodzić) był okazją do zadumy nad życiem i śmiercią. Tak samo jest również teraz. Wspominam (przynajmniej niektórych) krewnych, zastanawiam się, jak im jest „po drugiej stronie”. Głupoty z rodzaju ładnych zniczy lub wieńców zupełnie mnie nie interesują. A już na pewno nie interesuje mnie to, gdzie na pomniku dany kwiatek, aniołek czy Bóg jeden wie, co jeszcze, znajdzie swoje miejsce. To są PIERDOŁY. Na cmentarz nie chodzi się po to, żeby pokazywać „Patrzcie, jaki super grób ma mój krewny!”. To jeszcze raz. Na cmentarzu jesteśmy po to, by W ZJEDNOCZENIU WSPOMINAĆ KREWNYCH I MODLIĆ SIĘ ZA ICH DUSZE, a nie KŁÓCIĆ SIĘ O TO, JAK I GDZIE KŁAŚĆ NA GROBACH ANIOŁKI, KWIATKI I INNE BZDETY.
Jasne, że to wszystko ładnie wygląda, ale takie mało istotne rzeczy często zdają się wypychać inne, o wiele bardziej istotne sprawy. 3 centymetry w lewo czy w prawo dla ozdoby to naprawdę nie robi większej różnicy. A już na pewno nie dla zmarłego! Źle wygląda również, kiedy młody człowiek – zamiast popaść w zadumę w modlitwie – popada w zadumę… nad telefonem komórkowym. Ja rozumiem, że można spojrzeć, która jest godzina, ale żeby grać na telefonie, „bo mi się nudzi”? To już brak szacunku. Nie tylko dla żyjących i zmarłych członków rodziny, nad grobami których stoimy, ale też dla samych siebie…
Jutro mamy natomiast „odsłonę drugą”, czyli „Dzień Zaduszny”. Powinniśmy się wtedy modlić za dusze, które potrzebują naszej modlitwy, by z Czyśćca przejść do Nieba. Tak się przynajmniej mówi. Tymczasem zapowiada się na to, że – choć ruch będzie pewnie nieco mniejszy – i tak będziemy mieć do czynienia z tymi wszystkimi stoiskami i straganami. Ja rozumiem, że ludzie może chcą sobie zarobić, ale skala tego zjawiska już naprawdę zaczyna być przegięciem.
Obrazka do tych przemyśleń też nie dobrałem przypadkowo. Widać na nich smutną, zamyśloną postać. Już pal licho, czy to kobieta, czy mężczyzna. Jak widzę te wszystkie opisane powyżej rzeczy, to mam dokładnie taką samą minę… Co więc zostało z istoty „Święta Zmarłych”? Cóż wydaje mi się, że – niestety – jest znacznie gorzej, niż 10 lat temu. Nie pociesza też fakt, że „idziemy z duchem postępu” (sic!). Czyli co? Będzie jeszcze gorzej? Z REFLEKSJĄ nad tym pytaniem Państwa już zostawię…