Moja mamusia usłyszała od lekarki: „Lepiej niech ochrzci Pani dziecko, bo może nie przeżyć”. Przeżyłam. Kiedy rodzice zauważyli, że nie robię postępów w rozwoju jak inne dzieci, nie raczkuję, nie siadam, poszli do lekarza. Tam usłyszeli, że nie ma po co leczyć, bo i tak będę ,,roślinką, która nie będzie sprawna umysłowo i szkoda marnować czas’’.
Jednak ja, na przekór opiniom lekarzy, rozwijałam się bardzo dobrze jak na dziecko z porażeniem i nic nie wskazywało na to, że będę „roślinką” bez kontaktu ze światem.